Większość energii globalnego ocieplenia powoduje ogrzewanie nie tyle atmosfery, co oceanów. To, plus zakwaszenie wód może sprawić, że za kilkaset lat oceany będą zupełnie inne niż dziś.
Naukowcy uważają, że wpływ człowieka na klimat jest dominującą przyczyną ocieplenia, obserwowanego od połowy XX w. Prawdopodobieństwo, że przyczyną tego zjawiska jest aktywność ludzi, naukowcy szacują obecnie na 95 proc. - uważa fizyk atmosfery z Instytutu Geofizyki Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Szymon P. Malinowski.
Jednocześnie zauważył, że głównym zbiornikiem ciepła w systemie klimatycznym nie jest atmosfera, tylko ocean. "Do oceanu przenika zasadnicza ilość energii związanej z globalnym ociepleniem. Ogrzanie całej atmosfery o 1 st. C odpowiada ogrzaniu o jeden stopień warstwy wody grubej na 2,5 m" - mówi prof. Malinowski.
"Na ogrzewanie oceanu idzie ponad 90 proc. energii globalnego ocieplenia, czyli różnicy między ilością energii, jaką Ziemia absorbuje - a tą, którą emituje" - dodaje fizyk morza z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk w Sopocie, dr hab. Jacek Piskozub.
"Ogrzewanie oceanu dotyczy głównie warstw powierzchniowych jego wód. To zaś zwiększa różnicę pomiędzy gęstością powierzchniowych wód oceanu a wód głębszych, utrwalając uwarstwienie wód i utrudniając ich mieszanie. A to spowoduje różne skutki, łącznie z tym, że głębiny będą dostawały coraz mniej tlenu. Są to skutki, które w skali naszego życia nie będą miały większego znaczenia, ale w skali kilkuset lat mogą być wręcz zabójcze dla życia w głębokim oceanie" - tłumaczy.
Ogrzewanie wód oceanu zmienia też cyrkulację, "co możemy bezpośrednio odczuwać nawet w Warszawie czy Rzeszowie" - powiedział. "Cyrkulacja oceaniczna ma dla nas - zwłaszcza w Europie - znaczenie o tyle, że prądy powierzchniowe Atlantyku niosą olbrzymią ilość ciepła, które nas ogrzewa. Dlatego jest u nas wyraźnie cieplej, niż w rejonach Kanady czy Alaski, leżących na podobnej szerokości geograficznej" - uważa fizyk z PAN.
Wskutek dalszego ocieplenia będą zachodzić różne zmiany cyrkulacji wód w oceanach. W przyszłości teoretycznie możliwe jest nawet zatrzymanie Prądu Zatokowego, zwanego też Golfsztromem, czyli podpowierzchniowego prądu morskiego północnego Atlantyku.
"Bardzo by to oziębiło rejony wokół północnego Atlantyku. Prawdopodobnie Islandia nie nadawałaby się do zamieszkania, w Irlandii nie byłoby w ogóle rolnictwa, a my mielibyśmy ostre zimy. Modele świadczą jednak o tym, że w obecnym stuleciu raczej to nie nastąpi, choć prąd ten może się osłabić o ok. 30 proc." - tłumaczy fizyk.
Emisja dwutlenku węgla do atmosfery powoduje nie tylko ocieplenie, ale też trafia do oceanu i go "zakwasza". "Już dziś wody powierzchniowe zmieniły odczyn, a pH wody spadło o 0,1. Wydaje się, że to niedużo. W praktyce znaczy to jednak, że w wodzie jest aż o 30 proc. więcej jonów wodorowych" - podkreśla prof. Piskozub.
Proces ten będzie się nasilał i wpłynie na warunki życia w morzu. "Przy jeszcze nieco większej kwasowości organizmy morskie nie będą w stanie wytwarzać skorupek, najpierw z aragonitu, a później ze zwykłego węglanu wapnia. Może to być bardzo niebezpieczne dla raf koralowych i wszystkich morskich organizmów, które wytwarzają skorupki. Idziemy w stronę zmian. W przyszłości oceany będą zupełnie inne, inna będzie ich biologia. Nie widziano takiej w oceanach od 50 mln lat" – mówi naukowiec.